Podróże,  Wielodniowe

DrauRadweg, Dolomity, alpejskie miasteczka. Villach, Maribor – warto zobaczyć

Taki kolor alpejskiej rzeki towarzyszy nam przez cały czas podróży

Lubię gdy szlak rowerowy prowadzi mnie przez kilka krajów.

Przekracza się granicę i nagle jesteśmy w innym świecie, w innej kulturze, inni ludzie, architektura domów, inne przysmaki.

Drauradweg jest taką przygodą, w ciągu kilku dni jesteśmy we Włoszech, Austrii, Słowenii, na Węgrzech i w Chorwacji.

Ja miałem okazję rowerem dojechać do Maliboru.

Długość rzeki 725 km a jeśli macie bardzo dużo czasu to Drawa wpada do Dunaju i tak możecie rowerkiem dojechać do Wiednia albo do Morza Czarnego.

Szlak Drau (Drawy) wynosi 360 km i dla roweru elektrycznego to nie jest dużo, jeśli więc pokonaliście autem, pociągiem 1400 km to dołóżcie jeszcze dwa dni więcej a szlak stanie się jeszcze bardziej atrakcyjny.
Zacznijcie swoją przygodę w Brixen/Bressnorie.

Brixen – Toblach – Sexten(Sesto) 90 km

Na tym odcinku rower ze wspomaganiem bardzo się przyda, gdyż większość trasy jest pod górę.

Cały odcinek jedziemy w górach do a majestatyczne Dolomity rozciągają się po horyzont.

Do Toblach mamy około 75 km wiec warto naładować baterię na maksa.
Po drodze zawitacie do średniowiecznego miasteczka Bruneck, w którym zobaczycie nie tylko zamek z 1288 r i klimatyczne górskie miasteczko.
Dla mnie najciekawszym miejscem jest Messner Mountain Corones. 
To muzeum znanego himalaisty, który jakiś czas temu rywalizował z Kukuczką o palmę pierwszeństwa w zdobyciu wszystkich ośmiotysięczników.

Po całym dniu jazdy w górach możecie się zatrzymać na noc w Toblach.

Ja jednak proponuję abyście pojechali rowerem do Sesto/Sexto (17 km podjazdu).


Tam znajduję się kemping, który jest położony na wprost masywu Drei Zinnen – to jedno najpiękniejszych miejsc w tych górach.
Zachód słońca, barwy kolorów zmieniającej się grani przy zachodzie słońca pozostanie w Was na długo.

Szlak często prowadzi w miejscach oddalonych samochodowego ruchu

Sexten – Carbonin Schluderbach- Toblach -Sexten (70 km)

Rano nie uciekajcie do Toblach by pojechać wzdłuż Drau, ale zostańcie jeszcze na jeden dzień.

Tym razem wybierzcie się elektrykiem na Tre Cime di Lavaredo – piękny podjazd, sporo zakrętów, zmieniająca się fauna z nabieraniem wysokości a na przełęczy klimatyczne góry i małe włoskie schronisko.

Zjeżdżamy do Carbonin Schluderbach przez Toblach i tą samą drogą, która się Wam nie znudzi dojeżdżacie do kempingu, w którym zostawiliście namiot.

Ten odcinek to murowany bestseller i musicie tam być.

Nie zobaczyć tych miejsc to „jak być w Rzymie i nie widzieć papieża”.

Gdy już będziecie na kempingu Caravan Park Sexten, możecie znów skorzystać z basenu, SPA i zjeść wyśmienite włoskie spaghetti.

Sexten – Toblach – Dellach 

Z Sexten jedziemy do Toblach, gdzie znajduje się źródło rzeki Drau. Droga rowerowa prowadzi nas w dół więc zbytnio się nie zmęczymy. W oddali widzimy Alpy i co rusz mijamy krystaliczne czyste jeziora, w których możemy się wykąpać.

Heinfels zobaczymy zamek z ciekawym zadaszony wejściemi jedziemy dalej, a ponieważ mamy elektryki, to skręcamy w Abfaltersbach w lewo do Antras do następnego zamku-widoki z tego miejsca są przepiękne a zjazd do Thal też jest ciekawą przygodą.
W Lienz żegnamy Dolomity i wjeżdżamy do ciepłej Karyntii, na początek zobaczcie wodospady Golitzenklamm.

Na miejscu możecie wypożyczyć sprzęt do via Ferraty i przejść alpejską ścieżką, to niezapomniane mocne emocje.

W Dellach znajdziecie kemping a przy nim basen i coś do jedzenia.

Jeden dzień w Dolomitach to stanowczo za mało

Dellach – Villach (80 km)

Pobudka rano, śniadanie na trawie, jeszcze poranne pływanie w basenie i jedziemy do Spittal, gdzie  w 1191 r. powstał szpital dla pielgrzymów i podróżnych stąd ta nazwa miasta.

W Villach na deptaku możecie zjeść bardzo dobre lody, wypić kawę i odpocząć.
W tym mieście nie szukajcie noclegu, odbijcie do jeziora Ossiachersee.

Na noc zatrzymajcie się na kempingu Berhhof, gdzie możecie się wykąpać w jeziorze i przy okazji popatrzeć na różnego rodzaju ewolucje wykonywane przez paralotniarzy.

Po całym dniu jazdy rowerkiem, mała przyjemność na starówce w Villach

Jeden dzień w okolicy Villach

Jeśli możecie zostać jeden dzień dłużej, wybierzcie się do Affenberg Landskron.
Z zamku roztacza się piękny widok, ale do takich krajobrazów jesteśmy po kilku dniach jazdy przyzwyczajeni.

To, co warto zobaczyć to rezerwat małp, które podchodzą bardzo blisko do ciebie.
Wejście do rezerwatu jest przewodnikiem, przez co dostajemy wiele informacji na temat tego miejsca.

Ponieważ mamy jeszcze sporo czasu do wieczora, możecie wybrać się Wörthersee lub wjechać rowerem na Grlitzen, skąd startują paralotniarze.

Villach – Völkermarkt ( 80km)

Chcecie zobaczyć turkusowe jezioro?

Wystarczy zjechać ze szlaku do Fookersee, objechać je dookoła i tak macie 15 km więcej, ale umówmy się, to naprawdę niewiele więcej, gdy jedzie się na rowerze ze wspomaganiem.

Dalej jedziemy obok rzeki mijając małe miasteczka i wsie dojeżdżając do uniwersyteckiego miasta Klagenfurt – tutaj możecie zrobić sobie postój w starej części miasta.

Potem czeka nas długi odcinek wałami trochę monotonny, zdjęcie blokady w rowerze pozwoli nam szybciej pokonać ten monotonny odcinek.

My akurat na tym odcinku mieliśmy trochę atrakcji, gdyż uciekaliśmy przed ogromną burzą.

Völkermarkt – Vuzenica (50 km) – Malibor (60 km)

To odcinek tranzytowy który szybko pokonujemy.
Szlak odbija od rzeki, aby po kilku kilometrach do niej wrócić, czujemy sielsko-wiejskie klimaty.

Przekraczamy granicę austriacko–słoweńską i oznakowanie szlaku zmienia się, teraz jedziemy szlakiem D3.

Szlak poprowadzony jest spokojnymi drogami, często wjeżdżamy pod ostre góry czy wzniesienia a rzeka pozostaje w oddali.

Szlak wiedzie przez górskie miejscowości i zalesione tereny.

Jeśli w połowie trasy będziecie chcieli przenocować, to pozostaje jedynie agroturystyka lub jakiś pensjonat, dopiero w Maliborze będziecie mogli rozbić swój namiot.

Malibor, to urokliwa starówka która letni kawiarnianym życiem- średniowieczne zabudowania, zamek i dobre ostre słoweńskie przysmaki które pozostaną w mojej pamięci.

W Maliborze znajduje się to tu najstarsza winorośl na świecie, liczy sobie około 400 lat i co ciekawe, dalej owocuje i wytwarza się z niej wina.

Czy warto pojechać tym szlakiem? – Tak, architektura, różnorodność kultur, miasta z historią i mało rowerzystów na szlaku to największe atuty tego szlaku.